Wywiad z Martą Lwowską – psychotraumatologiem

W ostatnich latach możemy obserwować jak duży wpływ na nasze życie i kondycję psychiczną mają społeczne, ekonomiczne i polityczne zmiany zachodzące w kraju i na świecie. Rosnące tempo życia, pośpiech i codzienne wyzwania w domu i w pracy jakim trzeba sprostać to to, z czym mierzyliśmy się do tej pory. Do tego doszła, trwająca ponad dwa lata pandemia a w ostatnim czasie również bliska geograficznie wojna na Ukrainie.

W tej sytuacji wiele osób odczuwa przeciążenie w związku z chronicznym stresem, niepewnością, lękiem, poczuciem że nie sposób ani przewidzieć ani kontrolować tego co się dzieje. Jeśli dodatkowo np. straciliśmy bliską osobę lub uczestniczyliśmy w wypadku to może się okazać, że dotychczasowe sposoby radzenia sobie nie działają co prowadzi do kryzysu psychicznego.

Nie zawsze w takich sytuacjach konieczna jest od razu psychoterapia. Niekiedy na początku potrzebne są spotkania, które przyspieszą powrót do równowagi oraz pozwolą wypracować nowe strategie postępowania.

Czy jestem specjalistą, którego szukasz?

Z wykształcenia jestem psychologiem i specjalizuję się w psychotraumatologii, co oznacza że możesz skorzystać z mojej pomocy jeśli:

  • Bliskie osoby mówią ci, że coś się w tobie zmieniło – unikasz kontaktów z ludźmi, zamykasz się w sobie i trudno do ciebie dotrzeć.
  • Nie masz na nic ochoty bo to, co do tej pory sprawiało ci radość i było ważne, już cię nie cieszy ani nie interesuje.
  • Zdarza ci się, właściwie bez specjalnego powodu, czuć rozdrażnienie, złość lub gniew, nad którymi trudno zapanować.
  • Nie możesz normalnie spać, miewasz koszmary senne, budzisz się w nocy lub śpisz dłużej niż zwykle ale sen nie przynosi wypoczynku.
  • Masz kłopoty z pamięcią i trudno ci się skupić na czymkolwiek np. rozmowie czy oglądaniu filmu.
  • Niezależnie od tego jak bardzo się starasz nie myśleć o jakimś trudnym zdarzeniu z przeszłości – wspomnienia i myśli wracają nie dając ci spokoju.
  • Być może boisz się wychodzić z domu, a może przeraża cię sama myśl o tym żeby wsiąść do samochodu lub unikasz określonych miejsc, ludzi, przedmiotów czy sytuacji.
  • Może sięgasz po alkohol, bierzesz na siebie zbyt wiele obowiązków w pracy albo angażujesz we wszelkie czynności, które chociaż przez moment pozwolą ci poczuć się lepiej i nie myśleć o tym co cię spotkało.
  • Wykonujesz zawód, w którym stale jesteś narażony na drastyczne widoki np. jesteś strażakiem, ratownikiem medycznym czy policjantem.

Jeżeli to, co napisałam brzmi dla ciebie znajomo a twoja sytuacja przynajmniej w części pasuje do opisanych scenariuszy, to może warto zwrócić się do kogoś, kto pomoże ci odnaleźć drogę do zdrowia, równowagi, dobrych relacji z bliskimi osobami i lepszego samopoczucia.

Czego możesz się spodziewać na spotkaniach ze mną?

Terapia, w której się specjalizuję jest krótkoterminowa, co oznacza że zwykle składa się z 10-12 sesji, chociaż ilość spotkań jest dostosowywana indywidualnie, ponieważ niektóre osoby szybciej wracają do równowagi a inne potrzebują na to nieco więcej czasu. Spotkania odbywają się raz w tygodniu i trwają 90 minut.

Na początku rozmawiamy i wspólnie przyglądamy się temu co może powodować trudności jakich doświadczasz. Następnie w czasie spotkań a także pomiędzy sesjami będziesz proszony o wykonywanie krótkich, prostych zadań dzięki którym twoje samopoczucie zacznie się zmieniać na lepsze. Będziemy wspólnie pracować oraz na bieżąco sprawdzać jak dobrze ci idzie.

Jakimi metodami pracuję?

W mojej pracy stosuję metody specjalnie opracowane dla osób po doświadczeniach traumatycznych, takie jak: Terapia Metodą Przedłużonej Ekspozycji czy Terapia Przetwarzania Poznawczego. Są to sposoby postępowania rekomendowane przez takie instytucje jak: Światowa Organizacja Zdrowia, NICE czy APA ( National Institute for Health and Care Excellence, American Psychological Association).

Zatrzymaj się w swoim lesie

Znajomy, który stroni od ludzi i mówiąc wprost od spontanu dziękował mi kiedyś kwiecistymi słowami, po tym, jak po nieco natrętnych namowach, wyciągnęłam go na spacer po mieście. Ile oporu wtedy pokonałam zdałam sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy po dłuższym już czasie znajomości zaobserwowałam jego ogromną potrzebę do bezruchu i powtarzalności. Powiedział wtedy – dziękuję, że mnie wyciągnęłaś. Następnym razem też się nie poddawaj za szybko, nawet gdybym protestował – muszę zrozumieć, że takie zmiany są dla mnie dobre i fajne. Znajomość toczy się swoim torem i jest ona jedyni pretekstem do rozważań na temat schematów i powtarzalności.

            O tym, że nawyki czy właśnie schematy są na co dzień potrzebne i pomocne możemy przekonać się na przykładzie małych dzieci. Ich rytm dnia opiera się na stałości i cykliczności, a to wspiera je w utrzymywaniu poczucia bezpieczeństwa niezbędnego do dalszego poznawania świata. Ba, poznawanie świata jest w zasadzie możliwe dzięki owej cykliczności – żyjemy według sezonowości, pór roku, usystematyzowanych liczników czasu i miar. Z wiekiem zmienność staje się jednak coraz bardziej potrzebna, aby urozmaicać świat przeżyć, różnicować i rozwijać. Pokonywanie kolejnych etapów życia w zmiennym natężeniu wspiera w nas korzystanie ze znanego versus poznawanie i elastycznego czerpanie z roztaczających się możliwości. Ową elastyczność można postrzegać jako stan – na tu i teraz lub jako cechę której posiadamy w różnych natężeniu, w zależności od nagromadzonych doświadczeń, ukształtowanej osobowości oraz wielu dużych i małych zmiennych, jakie składają się na ludzkie Ja.

            Do rozważań na temat schematów i utykania w powtarzalności skłoniła mnie, trwająca już nader długo sytuacja pandemii, która skurczyła możliwości doświadczania całkiem nawet niewielkiego do jeszcze mniejszego minimum. Myślę, że nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że każdy z nas w minionym roku przynajmniej kilka razy musiał zrezygnować z czegoś, co było wcześniej rutyną, odskocznią czy oczywistością. Od odwiedzin bliskich, przez udział w zajęciach sportowych, ćwiczeń na siłowni, pracy w zespole twarzą w twarz , zakupów przyjemnościowych, po zwykłe nawet spacery czy wypady do piaskownicy. Zaczęliśmy się kontrolować, ograniczać i osiadać w zminimalizowanej przestrzeni pełnej powtarzalności na większą skalę. Nie chcę nikogo przekonywać, jak ważna i bezpieczna jest nasza przestrzeń, w której od podłogi po sufit możemy pływać w sosie własnych przyzwyczajeń i komfortu, chciałabym natomiast zwrócić uwagę na fakt, że nawet najbardziej wygodne buty potrafią wywołać odciski. I znowu – po jakim czasie one się pojawią, jest kwestią indywidualną. Zachęcam, aby nie sprawdzać, ile nam do nich jeszcze brakuje, lecz działać – tym bardziej, jeśli się już pojawiły.

Zrób coś inaczej, wyjdź poza strefę przyzwyczajeń, które z niepewnością dodają otuchy i otulają znanym, ale też przytrzymują w blokującym bezruchu. Stwórz nową przestrzeń  – równie bezpieczna, ale w nowej odsłonie. Być może teraz właśnie, kiedy zmęczenie pandemią i kolejnymi lockdownami, obostrzeniami przynosi spadek nadziei, jest dobry moment na zmiany? Prawdopodobnie nie te milowe, ale te na wyciągnięcie ręki.

Zachęcam do najmniejszych – idź inną ścieżką w lesie, pij z innego kubki, połóż poduszkę i głowę ‘w nogach’. Urlop od pracy zdanej i szkoły online może wydawać się zbędnym luksusem, kiedy utkniemy w kołowrotku obowiązków i powinności. Kiedy jednak zastanowisz się nad relaksem na miarę dzisiejszych realiów, może okazać się, że jest tym, czego Tobie i Twoim bliskim potrzeba najbardziej. Odpoczynek od schematu, wyjście poza, wyjście do – na miarę możliwości.

            Możemy nazywać to hygge, ikigay czy sisu – ja nazywam to zatrzymaniem w swoim lesie i próbą odpowiedzi na pytania, na które w innym momencie mojej czasoprzestrzeni nie mam czasu i refleksji.

            Co do znajomego – on, jako człowiek na co dzień stroniący od ludzi i zgiełku, mało odczuwa ograniczenia pandemii. W jego lesie jednak też coś się zmieniło – zauważył, że jest mniej zgiełku, i ludzi jakby mniej. Teraz twierdzi, ze chyba zaczyna mu brakować ruchu, który nasza codzienność generuje. Ot zmiana, na miarę każdego z nas.

NW

Uczenie się – przeszkoda czy rozwój?

Rozmawiając z pacjentami, szczególnie nastoletnimi najczęściej spotykam się z lękiem związanym z nauką, szkołą, wymaganiami dorosłych i niemożnością „ogarnięcia” zasobu wiedzy jaką generuje polski system edukacyjny. W obecnej pandemicznej rzeczywistości nauczanie zdalne jawi się jako swoista karykatura współczesnej edukacji. Karykatura, bowiem zarówno sposób przekazywania, ilość i forma ma niewiele wspólnego z  rzetelnym  przyswajaniem wiedzy, który miałby służyć rozwojowi młodego człowieka. Ponadto jest to także „zabawa w udawanie”. Dlaczego? Dzieci udają, że mają w sobie na tyle dyscypliny i samozaparcia, aby samodzielnie i rzetelnie przygotowywać się do kolejnych lekcji i sprawdzianów, rodzice udają, że ich dzieci „dobrze sobie radzą”, bo przecież nie są w stanie wiedzieć na ile ich pociecha rzeczywiście się uczy,  a na ile korzysta z różnego typu „pomagaczy”. Natomiast nauczyciele udają, że wszyscy uczniowie z chęcią i pełnym zainteresowaniem słuchają po raz kolejny twarzy „gadającej w monitorze komputera”.

Zapewne są dzieci, rodzice i nauczyciele, którzy starają się sprostać trudnej rzeczywistości w jakiej wszyscy się znaleźliśmy.  Wydaje się jednak, że jest to znikomy procent. Dlaczego? Przedłużający się stan pandemii i odcięcie społeczne dzieci i młodzieży skutkuje coraz większą liczbą zaburzeń depresyjnych i lękowych. W gabinetach psychologów pojawiają się nastolatki, dla których wyjście z domu, ba! Z pokoju jest nie lada wyzwaniem. Uczniowie często logują się na lekcje po czym leżą w łóżkach, bądź grają w gry komputerowe. Następuje całkowite rozregulowanie rytmu dnia (brak snu w nocy, trudność porannego wstania, aby nacisnąć klawisz komputera). Telefon komórkowy staje się jedynym łącznikiem ze światem rówieśniczym – o ile młody człowiek ma jeszcze motywację, aby z kimś porozmawiać. Do tego dochodzi lęk przed sprostaniom wymogom dorosłych – rodziców i nauczycieli.

Z mojego doświadczenia wynika, że nastolatki zgłaszające się po pomoc to najczęściej dzieci dobrze lub bardzo dobrze radzące sobie w szkole, często są to osoby wręcz wyróżniające się swoimi osiągnięciami. Skąd więc tak dużo wśród nich, młodych cierpiących na depresję, zaburzenia lękowe, zaniżone poczucie własnej wartości, przejawiające zachowania autodestrukcyjne?  Zdolność dziecka do dojrzewania i rozwoju wewnętrznego wiąże się  ściśle  z rodzajem procesu uczenia się, z którego korzysta od najwcześniejszych etapów życia. Najważniejsze jest, aby rozróżnić style rozumowania i poznawania , które wzmacniają charakter i pozwalają samodzielnie myśleć, od tych mobilizujących do zwykłego nabywania kwalifikacji i  fachowej wiedzy, a więc „uczeniu się”, będącego miarą zewnętrznego sukcesu, ale już nie motorem wewnętrznego rozwoju. Niestety forma zdalnej nauki sprowadza się głównie do nabywania wiedzy, a nawet częściowego lub fragmentarycznego jej przyswajania. To w jaki sposób dziecko będzie się uczyło zależy w dużej mierze od typu identyfikacji , do których od początku się skłania. Oczywiście poszczególne typy będą się stale przeplatać jednak zazwyczaj pomimo tej zmienności u każdego człowieka da się wyróżnić typ podstawowy, dominujący nad pozostałymi. Te   typy uczenia to : przylegający, projekcyjny i introjekcyjny.

Nastolatki, które zmagają się z wyżej opisanymi problemami uczą się w sposób przylegający lub projekcyjny. Ten pierwszy  sposób będzie następował poprzez imitację, naśladowanie i papugowanie. Ten drugi poprzez pełne lęku dążenie do bycia kimś, kim się nie jest poprzez projekcyjne odgrywanie roli drugiej osoby, czy wręcz takie doświadczanie siebie, jak gdyby się tą osobą rzeczywiście było! Patrząc na te sposoby nauki wydaje się, że rozwój dziecka postępuje, jednak w rzeczywistości jest on bardzo powierzchowny. Główna identyfikacja polega na obserwacji, upodabnianiu się lub wiernym naśladowaniu zachowań społecznych i wyglądu ważnych osób. Konieczność dokonania samodzielnego wyboru często wywołuje u takich nastolatków przytłaczające poczucie paniki. Młody człowiek jest całkowicie zależny od myśli i opinii innych osób, do których się przywiązał.  Tak funkcjonujące nastolatki będą reagowały wzmożonym lękiem na konieczność wzbudzenia w sobie samodyscypliny i uczestnictwa w nauce zdalnej, która ten proces wzmaga. Podczas nauczania stacjonarnego wydawali się dobrze przystosowani, jednak działo się to kosztem rozwoju wewnętrznego, co uwidoczniło się w obecnej rzeczywistości. Niewątpliwie to prawidłowy rozwój wewnętrzny jest zasobem chroniącym przed emocjonalnym kryzysem jaki teraz dotyka wielu młodych ludzi. Wobec braku struktury wewnętrznej pojawia się poczucie, że do przetrwania konieczna jest jakaś struktura zewnętrzna. Proces uczenia opiera się wtedy na procesach pamięciowych i w momencie załamania się tej struktury- nauczania stacjonarnego – następuje załamanie emocjonalne nastolatka, gdyż nie ma na czym budować swojego „self”. Takie nastolatki do momentu nauki stacjonarnej były osamotnione i prezentowały światu pozory stabilności, które i tak nie przyciągały zbytniej uwagi dorosłych. Teraz popadając w depresję zostają  nareszcie zauważone.

Często zdarza się, że dopiero w okresie dojrzewania można dostrzec, w jakim stopniu inteligencja była od wczesnych lat życia wykorzystywana jako obrona przed autentycznym myśleniem. W każdym wieku praca może stać się sposobem na unikanie bliskości i zaangażowania w bolesną i pełną konfliktów rzeczywistość emocjonalną. Przykładem mogą być pracoholicy, którzy nie są w stanie dotrzeć do swojego „self”, uciekają przed bliskością i często lądują w gabinecie psychologa z poczuciem, iż „niewiele osiągnęli w życiu” mimo wysokiej pozycji społecznej. Osiągnięcia intelektualne często są mylone ze zdrowiem psychicznym. Wyrażając społeczne uznanie dla osiągnięć szkolnych, często pomija się rozpaczliwe uczucia kryjące się za funkcjonowaniem poznawczym. Poprzez sukces intelektualny dzieci, a potem dorośli radzą sobie ze swoją nieświadomą złością, poczuciem winy czy żalu w sposób społecznie akceptowany- poprzez współzawodnictwo i osiągnięcia. Często jednak odbywa się to kosztem zintegrowania w osobowości tych aspektów siebie, których w trudnym momencie rozwojowym nie można znieść. Skutkuje to załamaniem się zdrowia psychicznego. Sytuacja pandemii pokazała to ze zdwojoną siłą i na wcześniejszym etapie życia młodych ludzi. Paradoksalnie część nastolatków trafiając na terapię ma szansę rozwinąć w sobie introjekcyjny proces nauczania. Wtedy być może uczenie się będzie następowało na drodze wytrwałego dążenia do zrozumienia rzeczy za pomocą zaangażowania się w doświadczenie bezpiecznego, wewnętrznego poczucia siebie, które bierze się ze zdolności do introjekcyjnej identyfikacji z dobrymi i umożliwiającymi okazywanie troski cechami umysłu psychoterapeuty.

Uczenie się, które we właściwy sposób przyczynia się do rozwoju następuje przede wszystkim na drodze doświadczenia, a nie przez powiększenie zasobu wiedzy. Idąc za myślą Biona w niektórych stanach umysłu „posiadanie” wiedzy może stać się substytutem uczenia się. Chodzi o rozróżnienie między ciekawością natarczywą- napędzoną przez potrzebę „dowiedzenia się” po to, aby zdobyć władzę i kontrolę- a bardziej światłym pragnieniem zrozumienia rzeczy, czymś na kształt głodu wiedzy, zaspokajanym po to, by się rozwijać, a nie tylko opanować wyznaczone treści. Typ uczenia się sprzyjający rozwojowi osobowości to ten, który angażuje nas w życie z pasją i szczerością, nawet jeśli to bolesne. To proces zachęcający do zmiany, inspirujący do wzrostu i wspierający osobę w samodzielnym myśleniu, a tym samym stawaniu się autentycznie sobą.

Niech słowa George Eliota będą inspiracją, ale i przestrogą dla młodego pokolenia, ale i dorosłych, którzy niewątpliwie kształtują i wpływają na rozwój nowych pokoleń:

Ciężki to los- mówiąc oględnie- być człowiekiem wysoce wykształconym, a nie umieć się cieszyć: być obecnym na tym wielkim spektaklu życia, a nie móc uwolnić się od małego, wygłodniałego, roztrzęsionego „Ja”, nigdy nie ulec oczarowaniu otaczającą nas wspaniałością, nigdy nie doznać uniesienia, gdy nasza świadomość przekształca się w jasną myśl, nie zaznać żaru namiętności, energii czynu, ale pozostawać wciąż człowiekiem uczonym i banalnym, ambitnym i lękliwym, skrupulatnym i krótkowzrocznym .

MWW

Bibliografia: Margot Waddell (2015)  Roz. 7„Modele uczenia się” W:  Światy wewnętrzne. Psychoanaliza i rozwój osobowości . Wydawnictwo Oficyna Ingenium Warszawa 2015.

Moment ciszy

Nasz syn stwierdził: „Ferie bez nart? To niemożliwe!”. Ze względu na panującą pandemię stoki narciarskie były zamknięte, więc po szybkim rozeznaniu zaproponowaliśmy mu narty biegowe. Dzieci zwykle mają dużą otwartość na nowe doświadczenia, zatem pomysł ten błyskawicznie uzyskał aprobatę naszego syna.

W Jakuszycach, miejscu które oferuje trasy do nart biegowych, jak co roku panowała przyjemna atmosfera. Polana wypełniona była rodzinami z dziećmi, biegaczami z psami i amatorami sportów zimowych. Tłum, który na początku budził nasze przerażenie, szybko się rozproszył. My powędrowaliśmy w miejsca, gdzie nie było innych osób.

W pewnym momencie szczególną uwagę zwróciłam na wszechobecną ciszę panującą w otaczającym nas zimowym krajobrazie. Poczułam się nią otoczona i otulona. W doświadczeniu tym było coś niezwykłego i twórczego, wręcz na pograniczu magii. Nagle zrozumiałam, że przyroda, która mnie otacza, chce się podzielić ze mną swoją opowieścią. Usłyszałam dźwięki natury, widziałam płynące chmury na niebie, które układały się w barwne obrazy. Poczułam intensywny zapach zimy, a cała ta sceneria była dla mnie niczym arcydzieło. Uświadomiłam sobie, że mogłam tego doświadczyć dzięki ciszy, którą poczułam. Z zaciekawieniem pogłębiłam moje dalsze doświadczanie i usłyszałam to, co jest we mnie żywe. Oddech, który jest posłańcem mojego wewnętrznego świata, energię, która przepływała przez moje ciało oraz moje myśli i emocje. Usłyszałam ciszę, która była we mnie, która pozwoliła mi nawiązać kontakt z samą sobą i jednocześnie przybliżyła mnie do pytań: Na co mam teraz ochotę? Co odczuwam w danym momencie?

Nasze obecne życie wypełnione jest nadmiernymi stymulacjami i zgiełkiem. Żyjemy w głośnym i rozpraszającym nas świecie. Każdy nasz dzień wypełniony jest telewizją, przeglądaniem stron internetowych, portali społecznościowych czy telefonu. Jesteśmy wciąż na zewnątrz, pochłonięci naszymi planami i projektami, które musimy wciąż i nieustannie realizować, a tym samym pędzić dalej. Nie mamy chwili na ciszę, na bycie w sobie i ze sobą. A przecież cisza jest naszym naturalnym stanem. Dlaczego więc zatracamy umiejętność funkcjonowania w niej? 

Z jakiego powodu zatem warto znaleźć czas na ciszę w naszym życiu? Ponieważ pozwala ona nam się zatrzymać i usłyszeć to, co jest dla nas naprawdę ważne. Skonfrontować się z wieloma pytaniami dotyczącymi wartości naszej egzystencji. Autentyczności naszego codziennego życia. To właśnie w ciszy jest przestrzeń na pytania: Kim jestem? Czego pragnę? Co czuję?

My ludzie, istoty wrażliwe i refleksyjne, tak naprawdę nie potrzebujemy nowych telefonów, szybszego internetu, większego telewizora czy kolejnych projektów. Potrzebujemy więcej momentów, które pozwolą nam usłyszeć ciszę, która jest w nas, zachodów i wschodów słońca oraz opowieści jakie przygotowały dla nas drzewa.

Zachęcam Was do takich doświadczeń one są bardzo ożywcze, radosne i inspirujące a wszystkie te momenty dzieją się w kompletnej ciszy!

MJ

Czas z małym dzieckiem w pandemii

Czas rodziców małego dziecka pełen jest wyzwań.

Z jednej strony wiele się dzieje i rzeczywiście można odnieść wrażenie, że na nic nigdy nie ma czasu. Potrzeby małego dziecka nie mogą zwykle czekać, a ich zaspokajanie pochłania znakomitą większość rodzicielskiego czasu. Na jakiś czas trzeba zmienić nawyki „sprzed pojawienia się dziecka”. Oznaczać to może zarówno próby rozciągania czasu i wielozadaniowe wykonywanie tych wszystkich działań, które wydają nam się niezbędne, jak i odkładanie wielu własnych aktywności na później z nadzieją, że kiedyś to później nadejdzie. Bywa jednak, że dni podobne są jeden do drugiego, wykonywane czynności niekoniecznie ekscytujące, a czas się nieznośnie dłuży.

W dodatku ostatnie miesiące i okoliczności związane z pandemią wirusa COVID-19 przyniosły tak wiele zmian, w tym także w odbiorze czasu i możliwościach jego spędzania, utrudniając jeszcze i tak niełatwe wyzwania rodzicielskiego czasu. W związku z zagrożeniami i obostrzeniami wielu rodziców niepokoi się o zdrowie i życie, a także byt własny i osób bliskich. Często nie może już w takim stopniu jak wcześniej korzystać ze wsparcia innych osób i instytucji w opiece nad dzieckiem, nie może utrzymywać kontaktów społecznych w taki sposób, jak wcześniej, nie może też używać przestrzeni społecznej tak, jak wcześniej. To oczywiście bardzo frustrująca sytuacja.

Rodzicowi jednak zmagania z frustracją nie są obce, więc po chwilowym zniechęceniu bywa, że zaczyna szukać kreatywnych rozwiązań pojawiających się trudności. Warto, aby ich podstawą było rozpoznawanie i uwzględnianie potrzeb zarówno dziecka, jak i własnych.

Dzieciom inaczej płynie czas. Doskonale opisuje to Danuta Wawiłow w wierszu pt. „Szybko”:

Szybko, zbudź się, szybko, wstawaj!
Szybko, szybko, stygnie kawa! 
Szybko, zęby myj i ręce! 
Szybko, światło gaś w łazience! 
Szybko, tata na nas czeka! 
Szybko, tramwaj nam ucieka! 
Szybko, szybko, bez hałasu! 
Szybko, szybko, nie ma czasu! 

Na nic nigdy nie ma czasu?

A ja chciałbym przez kałuże 
iść godzinę albo dłużej, 
trzy godziny lizać lody, 
gapić się na samochody 
i na deszcz, co leci z góry, 
i na żaby, i na chmury, 
cały dzień się w wannie chlapać 
i motyle żółte łapać 
albo z błota lepić kule 
i nie spieszyć się w ogóle… 

Chciałbym wszystko robić wolno,
ale mi nie wolno?

A zatem najtrudniejszym wyzwaniem jest łączenie dwóch różnych sposobów doświadczania czasu – dziecięcego i dorosłego. Czasem udaje się to naturalnie – kiedy razem z dzieckiem czerpiemy przyjemność ze wspólnych aktywności, kiedy z zachwytem przyglądamy się temu, co dziecko robi, kiedy spokojnie przyjmujemy to, co się w danej chwili dzieje. Czasem nie jest to takie proste – gdy spieszymy się, a dziecko zupełnie nie lub odwrotnie – chcemy pozostać przy jakiejś czynności, a dziecko ją przerywa (dzieci też czasem się spieszą do innych zajęć 😊).

Pomóc w tej synchronizacji mogą dwie rzeczy: dobrze skonstruowany plan dnia oraz… elastyczność.

Warto, aby plan dnia zawierał wszystkie te czynności, które są niezbędne do zaspokojenia podstawowych potrzeb zarówno dziecka, jak i rodzica, takich jak sen, jedzenie, toaleta, kąpiel, ale i wspólne przytulanie, zabawa, spacer, kontakty z innymi ludźmi, praca, aktywność własna itp. Plan może być w dwóch wersjach – rysunkowej dla dziecka i pisanej dla rodzica. Dla każdej z czynności trzeba realistycznie oszacować czas, pamiętając o tym, że dziecięca aktywność pulsuje w trochę innym rytmie – zmiany działanie/ odpoczynek potrzebne są częściej. I koniecznie trzeba zostawić trochę czasu wolnego – na to wszystko, co chciałoby się robić wolno oraz na to, co się niespodziewanie może przydarzyć. Tu właśnie niezbędna okazuje się elastyczność, która nie musi oznaczać chaosu, a może być po prostu spokojnym przyjmowaniem tego, że pewne sprawy toczą się w swoim tempie i na swój sposób – inaczej, niż przewidywaliśmy.

Dzięki temu czas z małym dzieckiem nawet w czasie pandemii może być dużo łatwiejszy.

„Tu i teraz „

Żyjemy  w trudnej rzeczywistości i czekamy, kiedy w końcu „to się skończy i będzie normalnie”, czyli tak jak przed epidemią Covid -19. Jako ludzie mamy tendencję do planowania, patrzenia ciągle przed siebie.  Jeśli jesteśmy seniorami  oglądamy się w przeszłość, rozpamiętujemy swoją młodość i czas, który już bezpowrotnie minął. Żałujemy, że już więcej za nami niż przed nami. Gorzkniejemy i zazdrościmy innym: młodości, urody, sukcesów zawodowych i oczywiście zdrowia.  Żyjemy tym „co było”, lub „tym co będzie”. Myślimy: „Jak to wszystko się skończy to”,„Pojadę na długie wakacje”, „Zmienię pracę”, „Znajdę sobie kogoś”, „Pogodzę się z sąsiadem” a jeśli dożyjemy sędziwego wieku mamy nadzieję, że dożyjemy końca epidemii. A co jeśli Covid -19 zostanie z nami na dłużej? Co się stanie jeśli nasze życie będzie już na zawsze wyglądało inaczej niż przed epidemią?

 Część z nas udaje, że tak naprawdę nic takiego się nie zmieniło i próbuje żyć tak, jakby pandemia go nie dotyczyła, ignorując zdrowie swoje i innych. Część natomiast żyje w ciągłym lęku i niepewności tego co przyniesie jutro. A może jako dorośli zatrzymamy się na chwilę i weźmiemy przykład z …..małych dzieci, które żyją TU I TERAZ. Jeśli coś je ucieszy, cieszą się całym sobą, jeśli zasmuci, smutek widać od czubka głowy, aż po mały palec u stóp. Dziecko otwierając rankiem oczy zachwyca się tym, że świeci słonko, pada śnieg, przeleciał ptaszek, a mama dała pyszne śniadanko.  Żyje bieżącą chwilą, nie tracąc ani sekundy życia z oczu. Malec nie zamartwia się przyszłością, ani nie rozpamiętuje przeszłości, jest TU I TERAZ, w tym momencie życia i czerpie z tej chwili pełnymi garściami, przeżywając całą gamę emocji i doświadczając siebie i wszystkiego co je otacza. Ktoś powie- „Ale ja nie jestem dzieckiem, mam swoje lęki, swoje kłopoty, to niedojrzałe zachowywać się jak dziecko.” Ale czy na pewno miarą dojrzałości jest ciągły bieg po: sukces, pieniądze, powodzenie. Epidemia pokazuje ludzkości, że jesteśmy bezsilni wobec natury, że nie mamy wpływu na wszystko, że nie jesteśmy wszechwładnymi panami świata.  Nasz los tak naprawdę nie zależy od nas.  Życie jest bardzo kruche, a my tak jak każda roślina i zwierzę, jesteśmy częścią tej natury,  a nie jej zarządcą. Z powodu właśnie tej kruchości  istnienia, trzeba obudzić w sobie nasze wewnętrzne dziecko, uśmiechnąć się do niego i zacząć żyć TU I TERA. Zatrzymać się z „pędzącego pociągu” choć na moment i zobaczyć urok bieżącej chwili, zbierać do naczynia okruchy dnia codziennego i  małe radości, aby móc pić z tego naczynia w trudniejszych chwilach, których w życiu z pewnością nam nie zabraknie.  Obudźmy w sobie  „wewnętrzne dziecko”, bądźmy TU I TERAZ, nie traćmy z oczu żadnej minuty życia.  „Za każdym razem, gdy na świat przychodzi dziecko, świat jest tworzony od nowa” jak słusznie powiedział Joestin Gaarder. Niech trudne doświadczenia czasu pandemii pozwolą odrodzić w nas  wewnętrzne dzieci i niech one będą przewodnikami w nowej rzeczywistości.

Klubowe zebranie

Jestem mamą dziesięciolatka, zawodnika piłki nożnej. W ostatnim czasie uczestniczyłam w zebraniu klubowym, w trakcie którego rodzice dzieci mieli możliwość zgłaszania trenerom swoich uwag czy rozczarowań.

Przysłuchiwałam się toczącym rozmowom, które dość szybko przybrały formę zarzutów rodziców w stosunku do trenera. Słysząc wypowiadane treści, ogarnęła mnie fala smutku, a następnie silnej złości. Kolejno moja wyobraźnia stworzyła niezwykle przygnębiający obraz. Obraz samotnego, smutnego i dobrze wytresowanego dziecka, które osiąga same sukcesy, bo tego oczekują do niego rodzice. W świecie mojego wyobrażonego dziecka nie było miejsca na zabawę, dziecięce roztargnienie czy codzienne „głupoty”, nie było przestrzeni na doświadczanie. Temu dziecku odebrano również prawo do popełniania błędów i rozwoju, co powinno być nieodłącznym elementem funkcjonowania młodego człowieka.

Idee i strategie trenerów wydawały mi się bardzo sensowne. Tym bardziej nie rozumiałam niektórych postaw rodziców. Metodę, którą promują trenerzy jest rozmowa i docieranie do naszych dzieci poprzez wskazywanie im ich mocnych stron, a nie wytykanie braków. Zawodnik, schodząc z boiska w trakcie meczu, dostaje informacje zwrotne od trenera, co należy poprawić. Komunikat do zawodnika jest sformułowany w sposób życzliwy i nie odbierający mu godności. W trakcie treningów dzieci są uczone współpracy i samodzielnego myślenia, a nie wykonywania bezmyślnie komend i rozkazów trenera. Jedną z naczelnych zasad jest zbudowanie silnego i wspierającego się zespołu – piłka nożna jest przecież dyscypliną wymagająca pracy zespołowej, a nie promowaniu indywidualnych jednostek – „Wszyscy chłopcy dostają szansę”. Trenerzy podkreślali, że zależy im na wydobyciu z każdego dziecka potencjału, dlatego też umożliwiają im eksperymentowanie i doświadczanie. Tłumaczyli, iż jednym z takich elementów jest gra na różnych pozycjach i w różnych momentach meczu, co wydaje się bardzo racjonalnym rozwiązaniem. W przypadku gdy „mali zawodnicy” przeszkadzają na treningu, trenerzy nie krzyczą na nich, nie karzą ich np. pompkami. Czekają cierpliwie, dając im możliwość wewnętrznego przemyślenia swojego zachowania i jednocześnie uspokojenia się. Pomiędzy zarzutami rodziców trenerzy wielokrotnie akcentowali, że to nie wynik meczu jest dla nich najważniejszy, a rozwój i możliwość dobrej gry, pozbawionej jednego celu – zwycięstwa, co starają się także przekazywać dzieciom. Większość rodziców, z którymi miałam okazję uczestniczyć w tym zebraniu, kompletnie nie rozumiała zasad oraz treści, o których mówili trenerzy. A nawet w dobitny sposób pokazywali, że się z nimi nie zgadzają.

Ich pomysł na dzieci (a także na moje dziecko, gdyż jest częścią tej drużyny) był następujący: „Na skróty do celu”. „Na skróty” czyli „opresyjnie”. A zatem – mają się słuchać i wykonywać bezmyślnie rozkazy. Być „the best” w pojedynkę i jednocześnie wygrywać wszystkie mecze. A jak przegrają, to pod żadnym pozorem nie wolno im płakać! Tylko brać się do roboty na treningach, a nie lenić czy bawić. W trakcie spotkania, wyraźnie wybrzmiało, iż rolą trenera według rodziców jest wskazywanie błędów po to, żeby je wyeliminować, co ma doprowadzić do zwycięstwa, na którym wszystkim tak bardzo zależy. W przytoczonym podejściu nie widać dziecka, zawodnika, istoty. Liczy się cel i tak też – wg większości rodziców- należy programować nasze dzieci.

Zapewne trochę przejaskrawiłam opisywaną sytuację, ale chciałam w ten sposób zwrócić uwagę na to co my – rodzice robimy (bardziej świadomie lub mniej) naszym dzieciom.

Prawda, że przerażające? A przecież każdy z nas, osób tam zebranych, zadeklarowałby, że kocha swoje dziecko i chce dla niego jak najlepiej.

Sytuacja, którą opisałam doprowadziła mnie do pewnych refleksji, którymi chciałabym się podzielić z innymi i zwrócić uwagę na bardzo ważne kwestie.

1. Przede wszystkim należy zacząć od tego, iż każdy człowiek, a w szczególności ten najmłodszy, ma potrzebę bycia szanowanym i traktowanym z godnością.

2. Kreatywne myślenie. Kiedy następuje jego rozwój? Gdy pozwalamy dzieciom samodzielnie myśleć. Nasze dzieci to nie pionki ustawiane na szachownicy! Dziecko to refleksyjna i przeżywająca istota. Pozwólmy mu myśleć i mieć wpływ na otaczający go świat.

3. Jest takie powiedzenie, że „los płata nam figle”. Życie potrafi zaskakiwać i czasem ci najsilniejsi stają się słabszymi, a ci słabi silnymi. Na tym polega rozwój i potencjał każdego dziecka. Każde dziecko ma swój czas na rozwój i nabywania nowych umiejętności. Promując tylko silne jednostki i skupiając się na nich możemy popełnić błąd, coś przeoczyć, a tym samym zgubić jakiś „nieoszlifowany diament”.

4. Czy jest coś piękniejszego w życiu dziecka od doświadczania i wyjścia ze sztywnego schematu i jednej utartej ścieżki? Pamiętajmy, że rzeczy magiczne zwykle zdarzają się poza strefą komfortu i poza wyuczonym schematem!

5. Nie ma nic bardziej pożądanego w zachowaniu dziecka niż tzw. wewnętrzna motywacja oraz uznanie tego, co ważne i pożądane za swoje. Aby taki proces nastąpił, musimy pozwolić dziecku to zrozumieć i pozwolić uwewnętrznić doświadczenie. Może się to stać tylko i wyłącznie przy towarzyszącym, wspierającym dorosłym.

6. Podejście, które nie jest nastawione tylko na wygrywanie, pozwala dzieciom odważyć się na popełnianie błędów i tym samym uczyć się na nich. Bez popełniania błędów nie ma rozwoju. Oczywiście wymaga to obecności wspierającego dorosłego (rodzica, trenera) oraz bezpiecznej przestrzeni, bez wyśmiewania czy krytyki. Doświadczenie porażki w życiu każdego człowieka „małego” czy „dużego” jest bardzo trudne, ale i niezwykle ważne. Umiejętność radzenia sobie z porażkami daje nam siłę i moc, pomaga przetrwać.

Kończąc swój wywód, chciałam Wam napisać Drodzy Trenerzy, że jestem pełna uznania dla Waszej pracy. Mam nadzieję, że mimo różnych przeciwności wytrzymacie w swoich postanowieniach i nadal będziecie dawać naszym młodym zawodnikom wsparcie. Pamiętajcie, że dla młodego człowieka spotkanie na swojej drodze empatycznego i wspierającego trenera jest doświadczeniem wzmacniającym, do którego można się odwołać w przyszłości i czerpać z niego samą korzyść i siłę.

Powodzenia!

Czwartkowe popołudnie

Czwartkowe popołudnie, czas zajęć dydaktycznych w miejskim przedszkolu. Jest grudzień, goni plan edukacyjny, trzeba regularnie ćwiczyć do przedstawienia bożonarodzeniowego, za chwilę zajęcia dodatkowe,
a Jej sposób myślenia o czasie często przywołuje mnie do myślenia o tym, jak zwykliśmy go traktować i jak się nim posługujemy, oddalając się od tego co szczęśliwe, w stronę tego co koniecznew międzyczasie jeszcze podwieczorek. Kończą się piec pierniki, które dzieci zrobiły rano. O tym, że schematy są dzieciom przydatne zwykliśmy myśleć niewystarczająco lub przesadnie. W przedszkolu zadaniowość jest ceniona, więc i dzieci spędzają czas w uporządkowanym rytmie.

            Czterolatki są pełne wrażeń tego dnia, podekscytowane, bystre, ale też zmęczone. Skupiają się na zabawach i opowieściach, jakie proponuje im „Ciocia”. Starają się bardzo, chociaż co i raz pojawiają się wątki poboczne („A Ty Ciociu nosisz maseczkę, bo nie chcesz się zarazić koronawirusem.”, „A mój tata miał wczoraj urodziny.”, „Ciociu, ładną mam bluzkę? Popatrz, tak się zmienia!”). Ciocia przywołuje dzieci, stara się pokierować ich uwagę w stronę tematu zajęć; nie ma czasu na pogaduszki. „Nóżki na kokardkę. Igor nie zaczepiaj teraz Emila, wracamy do zajęć.”. Poobiednia pora wyraźnie daje o sobie znać. Za oknem, mało zauważalny do tej pory, śnieg sypie już gęsto. Dzieci nie wytrzymują – odchodzą od koła, w którym siedziały przy Cioci i zafascynowane biegną, jedno po drugim, do okna. Śnieg! Pierwszy w tym roku. Ciocia w odruchu zerka na zegar – nie czas na przerwy, mają jeszcze sporo do zrobienia, i wtedy – myśl – wejrzenie do środka, wyjście z roli, stopklatka w dniu odruchowego reagowania – to pierwszy śnieg w tym roku; sama czuje chęć, aby popatrzeć na bielejący plac zabaw, gałęzie i ledwo udekorowaną choinkę. Kiedy dzieci radośnie opowiadają o śniegu, ciesząc oczy białym światem, Ciocia odkrywa, że dla części z nich, to pierwszy śnieg widziany na żywo. Nie w bajce, książce czy na planszy, która wisi na tablicy w sali. Urzeczywistnienie fantazji o śniegowej krainie, o którą niełatwo w ostatnich latach w naszym regionie. Ten moment, ułamek minuty, uświadamia dorosłej osobie, że dla dzieci eksploracja tej chwili ma wielkie znaczenie, większe niż jej plan. Zostają przy oknie, zostają przy sobie, swojej ekscytacji i odkryciu wspólnego przeżywania tej magicznej, i jakże rzeczywistej chwili, gdy to co znajome coraz szczelniej pokrywa śnieg. Snują opowieść o bałwanku, reniferach i zabawach na białym puchu. Czas nie ma znaczenia, zegar na ścianie mógłby poczuć się pominięty, zadania nie grają swej roli. Podwieczorek będzie piętnaście minut później; a może zdecydują się wyjść na troszkę na zewnątrz?

            Musiało zadziać się coś tak rzadkiego jak grudniowy, nie coroczny, śnieg, aby myśl o tym, co najważniejsze stała się tak klarowna.

            Kilka lat wcześniej, pewna Dwuipółlatka w krótkiej rozmowie:

– Czemu Ciocia poszła?
– Bo przyszedł już czas. Jak przyjdzie Twój czas, to też pójdziesz do domku.
– Nie przyjdzie mój czas; bo jest chory. Zostanę tutaj.

            Jej sposób myślenia o czasie często przywołuje mnie do myślenia o tym, jak zwykliśmy go traktować i jak się nim posługujemy, oddalając się od tego co szczęśliwe, w stronę tego co konieczne.

Moc przyzwyczajenia

Kolejne miesiące pandemii oddalają nas coraz bardziej od pamięci życia bez ograniczeń, bez stałego niepokoju o bliskich i siebie samych.  Wspomnienia minionego roku nieuchronnie uświadamiają nam, jak wiele się zmieniło. Są w pewien sposób słodko – gorzkie. Otwierają furtkę do wspomnień wolności, poczucia bezpieczeństwa, przewidywalności tego co się wydarzy, czasów spotkań z ludźmi i wspólnych wyjazdów. Ten przyjemny aspekt wspomnień niesie ze sobą jednak również refleksję  płynącą z uświadomienia sobie tych wszystkich rzeczy, które w tym roku nie będą dla nas w tak oczywisty sposób dostępne.

Jak radzić sobie w sytuacji ograniczeń, niepewności, niepokoju, braku bezpieczeństwa? W jaki sposób przystosować się do niełatwej rzeczywistości i zachować dobre życie? W poszukiwaniach odpowiedzi na te pytania warto zmierzyć się nie tylko z rzeczywistością, która nas otacza, ale również z samym sobą.

Często dzieje się tak, że w natłoku codziennych zadań i trosk jesteśmy skupieni na realizacji misternie skrojonego planu dnia. Wypełniamy minuty po brzegi, by na koniec dnia pracy, bycia rodzicem dla swoich dzieci, bycia odpowiedzialnym za swoich rodziców, sąsiadów, bliskich, nie znaleźć już czasu dla nas samych. Jesteśmy ze sobą przez całą dobę, czy jednak potrafimy opiekować się sobą choć w części tak jak innymi?

By móc się sobą zaopiekować musielibyśmy „namówić” samych siebie do świadomej obserwacji siebie i zdawania sobie sprawy z tych wszystkich momentów, w których dostrzegamy, że nie starcza nam już energii, że nasze mięśnie, oczy, kręgosłup są już zmęczone. Ta codzienna uważność na siebie jest bardzo istotna, szczególnie w sytuacji, gdy od wielu miesięcy żyjemy w nienaturalnych dla nas warunkach – przeciążeni, niepewni co przyniesie kolejny dzień, ze znacząco ograniczonym dostępem do naturalnych źródeł energii i zdrowia jak spotkania z bliskimi, znajomymi, wyjazdy.  Sytuacja, w której żyjemy już dłuższy czas w nieuchwytny sposób powoduje, że „przyzwyczajamy” się do napięcia, małej liczby spotkań i rozmów, braku poczucia bezpieczeństwa, zmęczenia. Przestajemy je zauważać. To efekt działania czasu. W pewien sposób żyjemy tak, jakby taki stan był naturalny – tłumacząc sobie, że tak musi być. Jednak to właśnie teraz warto przypominać sobie o tym, że dla naszej psychiki, dla naszego organizmu taki stan nie jest naturalny.

W takich okolicznościach warto być dobrym obserwatorem samego siebie i zwrócić uwagę na sygnały z naszego ciała, na nasze emocje. Świadomość tego, że jesteśmy zmęczeni, mamy kłopoty z koncentracją, czujemy złość lub niepokój, pozwoli nie ulec sile przyzwyczajenia, że to czego doświadczamy jest normą. Uważność na siebie jest rodzajem pracy na rzecz swojego dobrostanu. Świadomość przeciążenia pozwoli zatrzymać się przy sobie i porozmawiać ze sobą o tym, co jest nam potrzebne. Miejsce na te potrzeby będzie wymagało poczynienia ustaleń – z samym sobą i z bliskimi. Będzie też wymagało umieszczenia siebie na liście priorytetów a następnie zadania sobie pytań o to w jaki sposób, kiedy i jak często będziemy o siebie dbać. Uważność na siebie, swoje doznania i emocje jest początkiem tego procesu.

Jak zacząć być uważnym na siebie? Odpowiedź na to pytanie jest i łatwa i trudna. W pewien sposób wydaje się to oczywiste, że wiemy jak się czujemy.  Jednak możemy pomijać wiele aspektów świadomości siebie: to w jakim jesteśmy nastroju, jak śpimy, jak reagujemy na dodatkową powinność,  która przed nami staje, czy mamy chęć na rozmowę. Przechodzimy do porządku dziennego nad tym jak się czuje nasze ciało, jak szybko bije nam serce, czy często boli nas głowa, czy wysiłek fizyczny nie sprawia nam kłopotu.  Na początek pomóc może życzliwa obserwacja siebie i niepomijanie tego, co dostrzegamy. To rodzaj uwrażliwienia na sygnały z naszego ciała i budowania świadomości siebie i swoich potrzeb. To początek rozmowy z samym sobą i dawania sobie potrzebnej nam uwagi.

Echo minionych miesięcy

Minione miesiące wpłynęły znacznie na nasze życie. W większości jego sfer, chociażby zawodowej, obyczajowej czy światopoglądowej, potrzebne były przeorganizowania, a emocje towarzyszące nam na co dzień wymagają wyrozumiałości i wrażliwego zaopiekowania. Pandemia wywiera też wpływ na życie rodzinne; i chociaż koronawirus zdaje się nie być bezpośrednim zagrożeniem dla dziecięcych ciał, nie pozostaje obojętnym względem ich umysłów. Stres towarzyszący pandemii, kwarantannie i izolacji od codziennej nieskrępowanej codzienności dotyka bezpośrednio i pośrednio dzieci, tak jak i dorosłych. Kiedy spojrzymy na aktualną rzeczywistość, jako zbiór wydarzeń wymagających nowej organizacji i zmian, często wymykających się kontroli, łatwiej uwzględnić, że dziecięca percepcja ważnych w życiu dorosłych, próbujących odnaleźć się w tych warunkach i stworzyć bezpieczne, stabilne środowisko z całą pewnością wyostrza się i pracuje ze wzmożoną czujnością.

             Świat przeżyć i wsparcia dzieci skurczył się w tym czasie znacząco. Ograniczenie codziennych aktywności, brak dotychczasowych zajęć dodatkowych, rzadszy kontakt bezpośredni z rówieśnikami lub jego całkowity brak, izolacja od dziadków, wpływają ograniczająco na możliwości realizowania pragnień, ale też odreagowania trudów i frustracji. Dzieci doświadczają od najbliższych podwyższonego poziomu trudnych emocji również ze strony nauczycieli i innych, poza domownikami, opiekunów, z którymi spędzają czas w ciągu dnia.

Myślenie o komforcie i bezpieczeństwie własnym oraz dzieci w tych szczególnych warunkach, to codzienne drobne gesty, które z powodzeniem można włączyć do zwyczajów życia domowego, ale przede wszystkim rozumienie, z czym dzieci młodsze i starsze mierzą się na co dzień.

DZIECI MŁODSZE

  – potrzebują więcej rodzicielskiej uwagi, fizycznej obecności, ale też konkretnych pomysłów na wspólne spędzenie czasu w sposób angażujący w warunkach domowych. Warto podzielić czas spędzony w izolacji na ten podporządkowany obowiązkom oraz wyizolowany na zabawę, bez pośpiechu i rozpraszaczy. Dobrze jest zadbać o rutynę, codzienny plan, a jednocześnie różnorodność aktywności rozwojowych do wyboru.

– dzieci chcą wiedzieć, czego dotyczą emocje, które rozgrywają się wokół nich. Rozmowa z nimi na temat faktów dotyczących pandemii, przy doborze odpowiednich słów i kanałów przekazu ma szansę korzystanie wpłynąć na rozumienie sytuacji oraz obniżenie lęku. Pomocne mogą być w tym materiały dedykowane dzieciom młodszym – książeczki, bajki, pomysły na wspólne pracy plastyczne.

– ograniczenie dostępu do informacji płynących bezpośrednio z mediów będzie miało chroniący wpływ na dziecięcą percepcję i fantazję. Przefiltrowana opowieść bliskiej osoby jest zdecydowanie bardziej bezpieczna dla dziecka niż przekaz dziennikarski.

– największą motywacją dla najmłodszych jest wzorzec emocjonalny, ale też wzorzec zachowań obserwowany u najbliższych, bo przeżycia dzieci zabarwiają się emocjami i mechanizmami radzenia sobie, których doświadczają w kontakcie z rodzicami/ opiekunami. Dlatego też tak ważną jest wyrozumiałość dla siebie samego, planowanie czasu na relaks.

– skupianie się na dobrych zachowaniach częściej niż na złych jest szczególnie ważne w warunkach stresu czy trudu sytuacyjnego związanego z izolacją. Jest wielce możliwe, że zachowania trudne pojawiać się będą częściej w tygodniach izolacji, nawarstwiających się obowiązków, poczucia przeciążenia. Warto starać się nadmiernie na nich nie skupiać, aby ich nie utrwalać, ale też nie wzmagać doświadczenia stresu i braku zrozumienia.

DZIECI STARSZE/ MŁODZIEŻ

– wiedza starszych dzieci i nastolatków na temat koronawirusa jest bogatsza niż wśród przedszkolaków i dzieci wczesnoszkolnych; rozmawianie z nimi o bieżących wydarzeniach oraz związanych z nimi przemyśleniach ma szansę stworzyć wspólne pole przeżyć, które poruszają i dotyczą zarówno dzieci, jak i dorosłych. Ważne, aby treści wnoszone przez adolescentów traktować z szacunkiem i zaciekawieniem, zamiast wchodzić w rolę bezwzględnego autorytetu. Wtedy też z większym powodzeniem możliwe będzie respektowanie przez nastolatków oczekiwań społecznych względem utrzymywania dystansu oraz dbałości o bezpieczeństwo innych, szczególnie trudnych do zaakceptowania w tej grupie wiekowej.

– warto podejmować również rozmowy na temat roli, jaką pełni dla nastolatka korzystanie z sieci; zarówno w kontekście gier jak i wszechobecnych informacji, związkach z pandemią.

Izolacja wzmaga potrzebę uczestniczenia w życiu społecznym za pośrednictwem mediów społecznościowych, tym samym wystawia młodego człowieka na mnogie, często sprzeczne lub nasycone emocjami treści. Ciekawość i chęć dzielenia się swoimi przemyśleniami na tematy bieżące może być pomocna w opracowywaniu przez nastolatka własnej wizji i wzrastającego światopoglądu.

– dom jest najlepszym miejscem do uczenia się życiowych umiejętności, proces ten zachodzi samoistnie. Paradoksalnie, czas pandemii staje się dobrym momentem, w którym dzieci mogą uczyć się od rodziców radzenia sobie ze stresem, z towarzyszącymi im emocjami, a także rozwiązywania sytuacji trudnych. Nie jesteśmy w stanie uniknąć doświadczenia niepewności i obawy (czy to w kontekście życia zawodowego czy szkolnego), ale warto wdrożyć zasadę, zgodnie z którą na każdą wątpliwość postarasz się znaleźć alternatywę, a w szukanie rozwiązań zastępczych włączysz dziecko, zwłaszcza, jeśli sprawa dotyczy jego samego.

– czas izolacji i przeorganizowań stwarza okazję do wprowadzenia zmian i nowych zasad na poziomie życia domowego. Podzielenie się obowiązkami, poleganie na sobie nawzajem wraz z docenianiem wkładu, jaki młody człowiek wnosi w waszą wspólną przestrzeń ma szansę doskonalić umiejętności zaangażowania, odpowiedzialności i współpracy. Dotyczyć to może indywidualnej strefy życia dziecka (jego pokoju), ale także – odpowiednio do wieku – przestrzeni wspólnej, np. gotowania, prania, sprzątania czy zakupów.

– pomocnymi w organizowaniu przeżyć, ale również stabilizowaniu emocji będą różne formy aktywności kulturalnej, począwszy od czytania literatury (niezwiązanej z pandemią), słuchanie muzyki, taniec, śpiew czy inne aktywności artystyczne. Poczucie odprężenia i oderwania od trudu rzeczywistości może stać się sposobem na regulowania napięcia i ogólny dobrostan emocjonalny.

– kluczowe zdaje się również wspieranie nastolatków, zwłaszcza tych, którzy na co dzień mają trudność w utrzymywaniu relacji rówieśniczych, aby dążyli do kontaktów na miarę możliwości i okoliczności. Zachęcanie do rozmowy, dzielenia się przeżyciami oraz przemyśleniami, w formie swobodnych rozmów czy wspólnych aktywności może stać się formą ochronną przeciw poczuciu osamotnienia i trudu indywidualnego.

A na koniec, ale nie w ostatniej kolejności pod względem istoty opiekowania się sobą i najbliższymi w czasie pandemii – w myśleniu o systemie wspierania rodzinnego nie bez powodu nasuwa się analogia do kolejności zakładania kamizelek ratunkowych na pokładzie samolotu. Dorosły, który wie, rozumie i współodczuwa ma szansę stworzyć warunki, w których dziecko czuje się bezpieczne. Bycie bazą dla dziecięcych trosk i trudności wymaga wyrozumiałości wobec siebie samego, przestrzeni, czasu i wsparcia, którego dorosły w tych czasach ma prawo potrzebować równie mocno.